Szczęście instant

Film jest satyrą na kapitalistyczną rzeczywistość, w której sprawnie produkuje się marzenia i gra ludzkimi pragnieniami, ale scenariusz Radu Jude i Augustiny Stanciu chwyta coś więcej – pułapkę
Młode rumuńskie kino kilka lat temu znokautowało filmową Europę. Idący na czele pochodu, ze Złotą Palmą w garści, Cristian Mungiu, miał liczne towarzystwo. Nie wszystkie filmy, którymi zachwycali się krytycy, były tak precyzyjne, jak rewelacyjne "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni", ale ich cechą wspólną była dotkliwość. Młodzi Rumuni przyglądali się bohaterom banalnym w tak banalnych sytuacjach, że czasem wstyd było nawet pozostać obserwatorem. Jakby nas samych przyłapano na czymś zawstydzająco nieistotnym. Dylematy niby małe, trochę żenujące, a kryjąca się za nimi tragedia potrafiła boleśnie uderzyć po twarzy.
 
Tytułowa "Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie" z filmu Radu Jude to nastolatka o imieniu Delia. To ona wysłała szczęśliwy los w promocji gazowanego napoju i teraz przyjeżdża z prowincji do Bukaresztu, by odebrać swoją nagrodę – nowy, piękny samochód. Zanim jednak dostanie porcję szczęścia, musi dopełnić formalności i wystąpić w przygotowywanej reklamówce. Wysiadając ze zdezelowanego auta swoich rodziców, Delia wkracza do innej rzeczywistości – w centrum dynamicznego miasta, na planie filmowym uwija się ekipa. Młodzi ludzie wydają tajemnicze komendy, stresują się, opowiadają sprośne dowcipy. Onieśmielona i trochę przestraszona dziewczyna, ciągle chowa się pod opiekuńczymi skrzydłami rodziców, którzy tu z nią przybyli. Ale w "wielkim świecie" zaczyna czuć panujący pod tymi skrzydłami zaduch i wykonuje pierwsze chaotyczne ruchy, by się spod nich oswobodzić. Zaczyna dostrzegać nowe – choć nie do końca wie jeszcze jakie – możliwości.

Chociaż Delia jest "główną gwiazdą" reklamówki, rola, jaką ma do zagrania, jest niewielka. Jej obecność jest niby niezbędna – musi powiedzieć kilka słów przed kamerą, uśmiechnąć się – ale ważniejsze okazują się tło, na którym ma się rozgrywać scenka, fochy sponsora czy butelka napoju, który dziewczyna musi wlewać w siebie w każdym kolejnym dublu. Drugoplanową rolę wyznaczyli jej także rodzice. Jej szczęście jest szczęściem ustawowo wspólnym – ojciec zaaranżował już sprzedaż samochodu (użyty choć raz straciłby na wartości) i obmyślił, jak zainwestować zdobyte pieniądze. Może rzeczywiście tak będzie najlepiej dla nastolatki, która nie ma prawa jazdy i marzy o kosztownych studiach, ale ubezwłasnowolnienie zaczyna ją uwierać. Chce dostać swój kawałek tortu i pocieszyć się wygraną choćby przez chwilę. Chce pojechać z przyjaciółką nad morze. Chce podjąć jakąś własną decyzję.

Film jest satyrą na kapitalistyczną rzeczywistość, w której sprawnie produkuje się marzenia i gra ludzkimi pragnieniami, ale scenariusz Radu Jude i Augustiny Stanciu chwyta coś więcej – pułapkę materialnych i emocjonalnych zależności między ludźmi. Tych, którym przeznaczono "małe życie" – zbyt małe, by dokonać w nim jakiegoś spektakularnego szarpnięcia. "Szczęśliwy" dzień szybko zaczyna wypełniać się dodatkowymi atrakcjami. Naglona przez czas ekipa przestaje być profesjonalnie sympatyczna, a rodzice uderzają w emocjonalne szantaże, wyrzekając się niewdzięcznej córy, której zebrało się na egoistyczne fanaberie.

Radu Jude operuje wyzywająco prostymi środkami, jakby jego jedynym celem było czuwać w pobliżu bohaterki. W jego filmie jest wszystko, czego nie powinien zawierać sprzedający szczęście filmik reklamowy. Poczucie wyobcowania, znój wolno płynących minut i prawdziwe emocje, które kotłują się w bohaterce i nigdy nie znajdują pełnego ujścia.  Czasem trzeba to opłacić niekomfortowym punktem widzenia czy zestawieniem dwóch ujęć, które nie chcą się ze sobą bezboleśnie zmontować. Czasem – co stało się także znakiem rozpoznawczym młodych Rumunów – reżyser wytrzymuje ujęcie tak długo, że to, co udaje mu się uchwycić, staje się nie do zniesienia. Bez stylistycznych ozdobników pokazuje, jak Delia kapituluje, ustawia się karnie w szeregu. A kiedy każą jej wrócić do kadru, uśmiecha się do kamery, wiedząc, że wielkomiejska przygoda dobiegła już końca.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones